Jak to jest możliwe, że taki skromny, polski film, zrealizowany “cicho” i tradycyjnie mógł mnie aż tak zaskoczyć, że chciałabym przedstawić go Państwu w charakterze “odkrycia”? Otóż o tym zaskoczeniu zadecydował tym razem tylko temat. Albo raczej proste zderzenie zwyczajnego obrazu z poczuciem absurdu, który temat ze sobą przyniósł. Ten prawdziwy i czysty dokument nie musiał bowiem starać się o specjalną formę, o wysmakowany język, o wyrafinowane skojarzenia, bo znalazł bohatera, czy raczej antybohatera, który na tle współczesnego Krakowa, miejsc znanych z codziennego oglądu – stanął przed nami na ekranie i powiedział wprost od siebie: sprzedaj mi swoją duszę nieśmiertelną. Dobrze zapłacę, całe 5 złotych. Szaleniec? Prowokator? Uzurpator? Wysłannik… diabła? Głupi, czy co?
Tak się właśnie wydarzyło. Tak się wydarza na tym ekranie co chwilę. A my patrzymy i nie bardzo wiemy, czy to dzieje się naprawdę, czy też tylko nam się wydaje , że to oglądamy. Film potrafił wynaleźć takiego jedynego w swoim rodzaju człowieka, topograficznie pokazał nam, gdzie można go w Krakowie spotkać, człowiek ma nawet imię i nazwisko i z bliska patrzymy w jego twarz, możemy sami określić, czy wzbudza nasze zaufanie, czy nie, ale przez cały czas, patrząc i widząc, raz za razem nie możemy się wydostać z poczucia najgłębszego absurdu, nie wierzymy kamerze, nie wierzymy własnym zmysłom. A cóż dopiero, gdy razem z kamerą przypatrujemy się jego procederowi, towarzyszymy mu, spoglądamy z bliska w twarze ludzi, którzy najpierw się krygują, zbywają propozycję żartem, a potem duszę sprzedają … I na naszych oczach dzieje się tak, że to, co jest filmowane, jako zwyczajne, staje się absurdalne i niewiarygodne. A pan mówi o sobie skromnie, że jest tylko kolekcjonerem, bo kolekcjonuje dusze nieśmiertelne. Wszystko jest zresztą zorganizowane. Chcesz sprzedać? Przyjdź, możesz na Bulwarach Wislanych zagrać z człowiekiem w szachy, choć przecież nie jest to gra ze śmiercią. A potem napisz swój życiorys i wreszcie… podpisz cyrograf…
Jak dobrze, że Państwo to zobaczą. I jak dobrze, że będziemy mieli okazję po projekcji spotkać się z Autorem filmu. A to jest bardzo ciekawy i bardzo nietypowy realizator. Bo Igor Mołodecki, filmowiec i filmoznawca potrafi swoją kamerą nawet najzwyczajniej w świecie “pełnić usługi dla przedsiębiorstw”, a więc potrafi zrealizować instruktażowy film o wózkach widłowych… i tylko raz na jakiś czas udaje się w sobie tylko wiadome tematy, które ni stąd ni zowąd mogą stać się pretekstem do dyskusji o sprawach ostatecznych i filozoficznych. Dobrze, że będziemy to oglądać!
Maria Malatyńska